Bogdan Czajkowski Bogdan Czajkowski
126
BLOG

PROCES JÓZEFA K.

Bogdan Czajkowski Bogdan Czajkowski Polityka Obserwuj notkę 6

 INFO: Jak dowiedział się portal gazeta.pl, obowiązek meldunkowy nie będzie na razie zniesiony z uwagi na olbrzymią ilość ustaw, które trzeba byłoby znowelizować.

 

Pozwalam sobie więc zawiesić opowiadanko „Proces Józefa K.”, popełnione przed 3 laty, z zastrzeżeniem, że – być może – niektóre z powołanych przepisów, mogły ulec zmianie.

 

Zacznę od prowokacyjnego pytania: Czy III RP jest państwem policyjnym?

 

Od razu śpieszę z odpowiedzią, która wielu Czytelników z pewnością zaskoczy? Tak - jest państwem policyjnym; z uwagi na obowiązujące przepisy prawa, gwałcące swobody obywatelskie, zapisane – dla dekoracji - w Konstytucji RP. Wszak urzędnicy wykonują ustawy, a nie Konstytucję, która jest dla nich czystym abstraktem. Identycznie jak w policyjnej PRL, która także posiadała śliczną Konstytucję („gdie tak swabodno diszit czeławiek?”).

W kraju rzeczywiście wolnym od przemocy państwa, jest rzeczą oczywistą, że obywatel ma – dla przykładu - prawo do zachowania incognito. Wynajmując pokój w hotelu, Amerykanin podaje do księgi nazwisko Smith i nikt nie zarzuci mu przestępstwa, bo podał fałszywe; a tym bardziej, że – nie rejestrując swojego czasowego pobytu - pogwałcił tzw. przepisy meldunkowe, o których nikt tam nawet nie słyszał!

A jak jest w Polsce? Przeciętny Kowalski nie ma zielonego pojęcia o tym, że żyje w kraju prawie 30 mln. przestępców (licząc wszystkich pełnoletnich obywateli), do których sam się zalicza! [A ściślej biorąc – notorycznych sprawców wykroczeń.] I ja trwałem w tej błogiej ignorancji; od czasu „zachłyśnięcia się wolnością”, gdy tzw. „przełom”, zlikwidował (?) policyjne państwo... Dopóki nie poznałem historii, opowiedzianej niżej, która zdarzyła się naprawdę, 3 lata temu.

 

Proces Józefa K.

 

Pan Józef K. sprzedał mieszkanie w Warszawie i uzgodnił z nabywcą, że przez umówiony czas będzie tam nadal zameldowany; zwłaszcza, że w mieszkaniu pozostało jeszcze sporo jego dobytku. [Z pewnych względów – które tu pomijamy - było mu tak wygodnie. Ponadto – a tu wykazał się szczególnie obywatelską postawą - pozostając bez jakiegokolwiek zameldowania, pozbawiłby się prawa do głosowania, czym zasmuciłby polityków, zabiegających właśnie o jego przychylność! Nie mówiąc o tym, że i Konstytucja RP pogrążyłaby się tu w żalu, nad swoją krzywdą...] Jako obywatel zdyscyplinowany – odbierał przykładnie urzędową pocztę; także ze swojego Urzędu Skarbowego, który szczególnie byłby niepocieszony, gdyby wymeldował się do nikąd, co było alternatywą trwania przy dotychczasowym meldunku...? Krótko mówiąc – odrzucił wszelki anarchistyczne ciągotki i pokornie poddał się „pod kontrolę” troskliwej RP. Taki był od urodzenia.

Ale i tego było za mało troskliwości RP. Tym bardziej, że tak się akurat złożyło, iż Józef K. posiada nie tylko przyjaciół, czemu doprawdy nie może się nadziwić..? No i ci drudzy zaznaczyli nabywcy mieszkania, że ich obywatelska postawa wymaga współpracy z państwem, na gruncie porządku publicznego. Przerażony nabywca, pozostający także pod sankcją prawa, poleciał bez zwłoki do urzędu, wnioskując o wymeldowanie Józefa K. [Strach pomyśleć, do czego ów młody – trzęsący się ze strachu - człowiek, byłby w stanie posunąć się w czasach PRL, skoro dzisiaj – nie bacząc na umowę z Józefem K. i nie uprzedzając go o tym – wykazał się taką gorliwością?!]

Od tego momentu wprawiona została w ruch nieubłagana machina Prawa. O czym – ma się rozumieć – nasz Józef K. nie miał bladego pojęcia. Aż do momentu, gdy zadzwoniła do niego zapłakana i przerażona matka (85-letnia staruszka): „synu, cóżeś uczynił, że poszukuje cię u mnie policja?” I rzeczywiście – poszukiwała już go policja (z wilczej ulicy). Józef K. zachodził w głowę, ale żadnego uchybienia Państwu nie mógł się dopatrzyć w swoich uczynkach, zgoła tuzinkowych..? Jednak pod wpływem wzburzenia starej matki, stracił także spokój, choć to wcale mu się nie zdarza, zazwyczaj. Zadzwonił więc na wilczą, a im bardziej tam dzwonił, tym bardziej czuł się winnym. A im bardziej czuł się winnym, tym bardziej pragnął „Procesu”, podczas którego będzie mógł się usprawiedliwić i liczyć na łaskę? A „Proces” już się toczył, ale bez udziału Józefa K.

Dowiedział się o tym na wilczej, która była zaledwie posłusznym narzędziem Trybunału Prawa. Wysokiemu Trybunałowi przewodniczyła zaś Nieubłagana Niewiasta, Stojąca Na Straży Prawa, znająca wszelkie Zawiłości Prawa, a nawet – Niezawiłości! Poznawszy onegdaj Ustawę (z 1974 r.), uchwaloną w czasie, gdy była już dojrzałą panienką, pokochała ją miłością pierwszą, która nie umiera nigdy... Służyła jej niezłomnie przez te wszystkie lata, ignorując polityczne zawieruchy i dostępując kolejnych Stopni Wtajemniczenia.

Gdy więc Józef K. - pojednawczo - zadzwonił do Niej, już za chwilę pożałował tego. Dowiedział się bowiem o grożącym mu – lada chwila - liście gończym (wydanym na Jej Polecenie, przez prokuraturę), ograniczeniu wolności, grzywnie i dozorze policyjnym...! Przygnieciony tą lawiną nieszczęść, Józef K. nie mógł zrozumieć, dlaczego Ukochane Państwo poświęca, jego najzupełniej skromnej osobie, tyle Uwagi i Wysiłku? Na próżno też Józef K. starał się – jak tylko potrafił – udobruchać Niewiastę, w Jej Surowości, odpowiadając na wszystkie Jej pytania. Gdy zapytała go gdzie aktualnie przebywa, zawstydził się najpierw... Nalegała jednak surowo, więc podał zgodnie z prawdą, że w swoim skromniutkim samochodziku się znajduje, na drodze państwowej nr 10, w okolicach Sierpca... Bo Józef K. rzeczywiście przebywał zwykle w samochodziku, podróżując po swoim pięknym kraju, a mieszkania nie miał, bo przecież sprzedał, a więc nie mógł „zamieszkiwać”... I do głowy nie przyszło Józefowi K., że narusza tym Prawo swojej Ukochanej Ojczyzny..?

Sięgnął więc po to Prawo i już za chwilę musiał się ukorzyć, przed Autorytetem Niewiasty. Rzeczywiście był zagrożony i - załamany - zajrzał jeszcze do Konstytucji, o której sobie właśnie przypomniał... Konstytucja zaś, jak Konstytucja – zawsze jest piękna, podczas gdy Nieubłagana Niewiasta stosuje Prawo; także Nieubłagane. Z topniejącą nadzieją próbował jednak odwoływać się do tej Konstytucji, a także dowiedzieć się od Niewiasty, co właściwie przeszkadza jej, w dotychczasowym stanie rzeczy, w którym odbiera kierowaną do niego korespondencję; także od Niewiasty? Wydało mu się bowiem logiczne – i tego się uczepił – że gdy wymelduje się do nikąd, to wówczas Niewiasta całkiem nie będzie mogła z nim korespondować..? Próbował też interpretować Ustawę semantycznie; zwłaszcza – słówko „zameldowanie”, które nie jest tożsame z „zamieszkaniem”, a oznaczać może zameldowanie (i nic więcej), składane władzom, aby wiedziały gdzie go poszukiwać, na co Józef K. – z filozoficzną rezygnacją - zawsze wyrażał zgodę. [Ciągle bowiem pozostawał przy nadziei, że nie dojdzie do najgorszego, czyli - wydania listu gończego za Józefem K.]

Próżnym był wysiłek Józefa K. Jak powiedzieliśmy – „Proces” już się toczył i nie mogły go powstrzymać żałosne – powiedzmy to otwarcie! - wykręty Józefa K. Niewiasta od dawna już wzywała, przed swoje Nieprzekupne Oblicze, kolejnych mieszkańców byłej kamienicy Józefa K., którzy – stosownie do rodzaju uczuć, żywionych wobec Józefa K. – dawali upust swoim obywatelskim skłonnościom, w charakterze świadka. Gromadzono nieubłagane pieczątki i podpisy, a teczka sprawy Józefa K. pęczniała... A jego przyszłość – chudła w oczach... Podobnie, jak sam Józef K. Jeszcze bardziej zmalał i skurczył się w sobie, a nawet zaczął się jąkać, co mu się przedtem przytrafiało tylko w obecności  kobiet... atrakcyjnych!?

A kiedy teczka Józefa K. nabrała już wystarczającej, urzędowej otyłości i postawiono wszystkie nieubłagane pieczęcie i podpisy, wówczas zapadł Najsurowszy Wyrok, skazujący Józefa K. na Banicję z... życia obywatelskiego, opowiedzianego pięknie w Konstytucji. [Krótko mówiąc – został wymeldowany, dołączając do grona bezdomnych, czego tak żałośnie próbował uniknąć.] Wyrok nie jest jeszcze prawomocny. Jeszcze Józef K. składa odwołania, a nawet zapowiada następne, żałosne... A więc – „Proces” ciągle trwa...

 

„Obywatelskie posłuszeństwo”

W tym miejscu wypada porzucić – na użytek Czytelników – dotychczasową anonimowość, ujawniając owej Nieprzekupnej tożsamość: Jadwigą Chylińską ci ona jest, z Urzędu Dzielnicy W-wa Śródmieście. Wypadałoby też wezwać wszystkich do tzw. obywatelskiego posłuszeństwa! W świetle miłościwie nam wciąż panującej ustawy o ewidencji ludności, z dn. 10.04.1974 r.(!), owo posłuszeństwo wypełnia się następująco:

1)  Każdy, wyjeżdżając do cioci na kilka dni, przed upływem 4. doby musi zameldować się u niej na pobyt czasowy, podając ściśle datę rozstania z ciocią. To samo winien uczynić, gdy - przebywając nadal w swoim mieście – balanga w willi znajomych nieco się... przedłuży. (art.10.1. ustawy). Zakreślić przy tym musi termin zakończenia balangi, a jeśli wadliwie prognozował, to już przed upływem następnej doby winien go prolongować (art.12.2.). Gorzej – gdy źle oceni wytrzymałość gospodarzy i „imprezka” zakończy się wcześniej, niż mniemał. Wówczas musi się wymeldować jeszcze tego samego dnia (art.16.2.), lub – nie zważając na protesty gospodarza – wyczerpać zakreślony pobyt. Identycznie w przypadku cioci.

2)  Jeszcze gorzej jest turyście, gdy – dajmy na to – zamieszka w namiocie, na strzeżonym polu biwakowym. Wówczas musi się zameldować przed upływem 24 godzin! (art.18.1)

3)  Co więcej – gdy obywatel oddala się z miejsca pobytu stałego, na dłużej niż 2 miesiące – winien wymeldować się zeń nie później, niż w dniu oddalenia (art.15.1), w organie gminy, który wyda mu stosowne zaświadczenie o wypełnieniu „obywatelskiego posłuszeństwa” (art.15.5.). Należy domniemywać, że jeśli tego nie uczyni, to u gościnnej cioci – która w 4. dniu pobytu zaprosi go na 2 miesiące - nie będzie mógł zameldować się i w przypadku trudności komunikacyjnych, na trasie ciocia-organ własnej gminy (do której musi powrócić po zaświadczenie), mimo najbardziej obywatelskiej postawy - podpadnie „pod paragrafy”! Znacznie łatwiej jest z ciocią z tej samej gminy (patrz: organ).

Na tych przykładach poprzestańmy, przechodząc do sankcji, za zaniechanie „obywatelskiego posłuszeństwa”. Każdemu podróżnikowi grozi za to ograniczenie wolności, grzywna lub nagana (art.147.§1. kodeksu wykroczeń). Każdemu gospodarzowi „balangi” lub cioci, za brak „donosu” na podróżnika, którego „zaniechał” – grzywna lub nagana (art.147.§ 2.). Jeśli ponadto ów podróżnik jest uporczywy w „zaniechaniach”, wówczas może być poddany dozorowi policyjnemu, a jeżeli jest aż tak kłopotliwy, że III RP nie ma bladego pojęcia, gdzie go dozorować, wówczas wydaje się za nim list gończy! [Podajemy to za urzędowymi oświadczeniami wilczej policjantki i Chylińskiej J.!]

Mój Boże, 30 milionów obywateli RP, pod nadzorem policyjnym! Nie mówiąc o 30 milionach listów gończych!

W obliczu takich zagrożeń, należałoby więc wezwać do owego „obywatelskiego posłuszeństwa” i z wredną satysfakcją obserwować tony papierów, zalewające Chylińską J. i jej braci-urzędasów! Uczynilibyśmy tak, gdyby nie owa przykra okoliczność, że za taką „Schadenfreude” zapłacilibyśmy z własnych podatków! Nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, że zatrudniono by kolejne tabuny darmozjadów, do przerobienia tych papierów!

Mógłby ktoś przypuszczać, że ustawa z 1974 r. obowiązuje wciąż przez zapomnienie..? Akurat! Ostatnią jej nowelizację uchwalono rok temu! (dn.1.10.2005 r.; tak było w r. 2006 – przyp. współczesny), a w obecnym tysiącleciu było ich aż 8. A może prawo jest „martwe”? Jasne, dopóki nie „zmartwychwstanie”, gdy będzie „poręczne”; jak w przypadku Józefa K... Odpowiedź więc na pytanie, postawione na wstępie, może być tylko jedna!

A jak to się ma do Konstytucji RP, która - opowiadając Józefowi K. o wolności - w Art.31. ust.3. nadmienia, że: jej „ograniczenia (...) mogą być ustanawiane (...) tylko wtedy, gdy są konieczne w d***kratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób.”? I co na to RPO oraz Trybunał Konstytucyjny? Bo ponieważ nasz Józef K. nie może wymeldować się do swojego skromnego samochodziku, nawet gdyby zaparkował go na Pl. Defilad, więc – tym samym - nie może skorzystać z Art. 95. ust.2., w związku z Art. 32. Konstytucji RP, co powinno zasmucać JE Prezydenta(kę) Warszawy, na którego(ą) mógłby przecież - a nuż?! - zagłosować, a czemu przeszkadza - własna urzędniczka Ekselencji, Chylińska J...

 

Urzędowe „doręczenia” w „państwie prawnym” Józefa K.

 

Wielu pamięta wyczyny rabina Weissa w USA, który czaił się „za węgłem”, aby doręczyć pozew JE Prymasowi Polski, spełniając tym rygorystyczne wymogi państwa, które podmiotowo traktuje swoich obywateli, a także – przybyszów.

A jak wyglądałoby to w przypadku naszego Józefa K., nawet po dopełnieniu - przezeń - wszystkich „obowiązków meldunkowych”? Oj, nieciekawie! - bo aby wyczerpująco zabezpieczyć się przed wyrokami, zapadłymi w postępowych postępowaniach sądowych, o których mógłby nie mieć bladego pojęcia, winien o każdym nowym miejscu swojego pobytu, zawiadamiać wszystkie – bez wyjątku! – sądy w Polsce. Do każdego z nich bowiem, może wpłynąć pozew lub akt oskarżenia, przeciwko Józefowi K.! [Jak bowiem powiedzieliśmy, Józef K. ma nie tylko przyjaciół, czemu on sam nie może... i tak dalej.]

Więc Józef K. to czyni, narażając się na zarzut, że podaje sądom miejsca pobytu, w których wcale... nie jest zameldowany; a za chwilę może już je nawet opuścić. Ale Józef K. pragnie zadowolić wszystkie instytucje swojego Ukochanego Państwa, aby tylko unikać „Procesu”, po którym nie można oczekiwać przecież niczego dobrego... W przeciwnym razie - właściwy sąd może uznać zawiadomienie (o toczącym się postępowym postępowaniu), za „doręczone”, mimo że Józef K. nigdy go nie widział, a co więcej - także o nim nie wiedział! [Co gorsza - tak właśnie uznaje: za „doręczone”, na podstawie art.136.§2. kpc lub art.139.§1. kpk.]

Staranność co do „obowiązku meldunkowego” w gminie, nie zwalnia bowiem Józefa K., od obowiązku informowania sądów o wyjazdach. Ale nawet staranność „meldowania w sądach” o tych wyjazdach, nie zabezpiecza go przed „zaocznymi” wyrokami, skoro Józef K. jest takim podróżnikiem-wiercipietą. Nie ubezpiecza go więc staranne „zawiadamianie sądów” o swoich wyjazdach, skoro przecież może... rozmijać się - w czasie i przestrzeni - z „zawiadamianiem go przez sądy” o postępowych postępowaniach!? Musiałby więc raz  na – dajmy na to – miesiąc, odbywać podróż "w tył", pytając na pocztach... Lub - wizytować wszystkie sądy, aby sprawdzić, czy nie został „wywieszony w budynku sądowym” (art.145. kpc)... I tak dalej...

Aby czuć się bezpiecznym! Ale tego nie da się poznać, po żałośliwym spojrzeniu Józefa K...? Nie stać go bowiem na te liczne czynności, w całej rozległej i pięknej Ojczyźnie, gdyż... nie posiada pracy, nie mając na nią – wobec tylu obowiązków – zupełnie czasu..!?

 

 

Dopóki więc „martwe” Prawo może... „zmartwychwstać”, nikt nie powinien czuć się w Polsce bezpieczny..!!! Bo Józef K. to przecież Józef Kowalski.

 

 

Bogdan Czajkowski

B. działacz niepodległościowej opozycji antykomunistycznej . Odznaczony w 2008 r. Krzyżem Oficerskim Orderu OP, przez śp. Prezydenta L. Kaczyńskiego. Reżyser (dyplom PWST w Warszawie) oraz publicysta; literat i scenograf. Mgr inż. elektronik (dyplom Politechniki Warszawskiej, 1974 r.). [Ukończył też szkołę muzyczną w Toruniu.] W 2010 r. uzyskał Advanced Diploma of Business, na podyplomowych studiach menadżerskich w Kaplan Aspect International Colleges w Sydney. [W czasach PRL był dwukrotnie usuwany ze studiów, a także - z pracy: na Politechnice Warszawskiej i w Radiokomitecie.]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka